Blog

W TEATRZE BYWA RYZYKOWNIE

25 / 05 / 2022

Poniedziałek był dla festiwalowych widzów prawdziwym maratonem teatralnym. Jeśli chciało się być na wszystkich spektaklach tego dnia, obejrzałoby się aż 6 (sic!) różnych przedstawień, w tym 3 konkursowe.

Trzeciemu dniu Festiwalu możnaby nadać dwa tytuły: KOBIETA albo RYZYKO. Większość spektakli - a przede wszystkim te, które tu opiszę - była o kobietach, z kobietą w roli głównej lub stworzona przez kobiety. A ryzyko? Wyjaśnię, gdy przyjrzymy się najważniejszym spektaklom dnia wczorajszego.

Swój poniedziałkowy maraton rozpoczęłam od „Włosów mamy” z bielskiego Teatru Lalek Banialuka - dyplomu reżyserskiego młodej i zdolnej Anity Piotrowskiej. Spektakl jest absolutnie przejmujący. Prostym językiem teatralnym opowiada trudny temat depresji rodzica i wpływ choroby na dziecko, zagubione w niezrozumiałej sytuacji. Historia skupiona jest wokół małej Emmy, która stara się pomóc mamie z jej splątanymi włosami-myślami - jednak na szczęście przychodzi niezbędna pomoc z zewnątrz. Początkowo obawiałam się uproszczeń tematu, jednak reżyserka poprowadziła historię bardzo mądrze, podkreślając istotę zewnętrznej pomocy i tego, że dziecko nie powinno dźwigać emocji dorosłych, które mogą je tylko i wyłącznie przytłoczyć. „Włosy mamy” są grane na małej scenie, a jedyną scenografią są zwisające w rzędach włosy, przez które bohaterka się przedziera, z którymi walczy, w które się zaplątuje. Prostota przekazu, piękna muzyka i niezbanalizowany trudny i ważny temat - „Włosy mamy” Piotrowskiej to przykład mądrego i pięknego teatru dla dzieci i dorosłych. Dawno nie wyszłam ze spektaklu dla dzieci tak poruszona.

Chwilę później miałam okazję nie zobaczyć, a doświadczyć spektaklu „Traversées” francuskiej grupy Théàtre De L’Entrouvert. Piszę o doświadczeniu, ponieważ nie można powiedzieć, że ten spektakl się wyłącznie obejrzało. W „Przejściach” (bo tak najlepiej tłumaczyć francuski tytuł) również główną bohaterką i aktorką jest kobieta - tajemnicza młoda kobieta, która przekracza różne progi - i te fizyczne, progi różnych drzwi, i te mentalne - progi własnych myśli i przede wszystkim lęków. Spektakl rozpoczęliśmy wchodząc do ciemnej sali Domu Kultury im. Wiktorii Kubisz, do której wprowadzili nas wolontariusze, świecący nam pod nogi latarkami. Koncept spektaklu polegał na wspólnej podróży z bohaterką - widzowie musieli podążać jej śladem, od sceny do sceny, siadając na ziemi lub ręcznie zbudowanej drewnianej widowni. Bliskość widowni z aktorką była wyjątkowa - czasem przechodziła mi między nogami, czasami woda, którą chlapnęła, padała centralnie na mnie. Grupa w spektaklu wykorzystała wiele języków teatru formy - od teatru lalek, po teatr cieni (którego w tak wyśmienitym wydaniu nie widziałam już dawno!), po wykorzystanie wody, mchu, ognia i piasku. Te krótkie sceny bez słów, za to z przejmującą muzyką niczym z horroru, opowiadały bardziej emocje niż jakąkolwiek fabułę. Bohaterka odczuwała strach, głęboki żal, ekscytację badania nieznanego - a one wszystkie udzielały się widowni.

Wieczorem niemniej emocji, bo prezentowana była „Czajka” belgijskiego duetu Belova-Iacobelli. „Czajka” była mistrzowskim pokazem wirtuozerii lalkarki, która odgrywając kilka postaci, potrafiła stworzyć je od początku do końca w taki sposób, że niektórzy widzowie mieli wątpliwość, czy niektóre odgłosy i kwestie nie zostały wcześniej nagrane i odtworzone z głośników. Spektakl opowiadał nam historię starszej aktorki, mającej tego wieczoru zakończyć swoją karierę i po raz ostatni odegrać rolę Arkadiny z „Mewy” Czechowa. Aktorka - Tita Iacobelli - wyznała po spektaklu, że w trakcie prac nie czerpały konkretnych fragmentów z Czechowa, a to, co odgrywa tytułowa Czajka było improwizacją i wariacją na temat. Mistrzostwo lalkarskie Tity oraz świetnie poprowadzona postać Czajki zachwycały bielską i zagraniczną publiczność, niezależnie od wieku i znajomości tekstów wyjściowych.

Ostatnim spektaklem konkursowym tego dnia był „Romans” Natalii Sakowicz, prezentowany na Scenie na Piętrze Banialuki. W swojej pracy, Sakowicz wykorzystała jedną lalkę naturalnej wielkości, z którą rozmawia i tańczy. Z biegiem czasu okazuje się, że romans występuje nie między dwoma osobami, a pomiędzy Martą (lalką) a uzależnieniem (reprezentowanym przez Natalię ubraną - nie bez powodu - w kostium w kolorze butelkowej zieleni). Gdy zauważy się tę zależność, trudno pozbyć się wrażenia, że rozmowy tych dwóch bohaterek są bardziej opresyjne niż czułe, a tańce bardziej bezładne i pijane, niż piękne i wspólne. „Romans” jest gorzką refleksją na temat wrażliwości, niskiego poczucia własnej wartości i tego, jak kombinacja tych dwóch staje się dobrym gruntem dla uzależnień wszelkiego rodzaju. Spektakl jest połączeniem teatru formy i teatru tańca, co wprowadza nam w tym dniu festiwalowym jeszcze kolejny język i formę do odkrycia. 

Wspomniałam we wstępie o drugim potencjalnym tytule tego dnia - ryzyku. W trakcie przeglądu spektakli tego dnia wróciły do mnie owiane już legendą i przegadane na wszelki możliwy sposób słowa Tadeusza Kantora, że „Do teatru nie wchodzi się bezkarnie”. Wczoraj poczułam to szczególnie obserwując, jak poważne tematy autorzy wzięli na warsztat: depresja, rodzicielstwo, starość, lęki, uzależnienia, traumy. To nie są przyjemne tematy, które chcielibyśmy zobaczyć w trakcie wyczekiwanego wyjścia do teatru. Trzeci dzień Festiwalu wiązał się z dużym ryzykiem - albo oblania wodą, albo ujawnienia niewygodnej prawdy. A to wszystko w jednym dniu i to za pomocą pozornie niegroźnej formy teatru lalek. 

Iga Skolimowska

Ta strona wykorzystuje pliki cookie dla lepszego działania serwisu. Możesz zablokować pliki cookie w ustawieniach przeglądarki. Więcej informacji w Polityce Prywatności tej strony.